Opowieści bpa Ignacego Jeża


Biskup Pluta
Gdy odwiedzał Seminarium swojej diecezji w Paradyżu. Miał do przebycia mniej więcej 60 km, więc nie mógł starzejący się Ks. Biskup Wilhelm często do Seminarium zajeżdżać, ale jak przyjechał - to było święto! Msza Św., jedna lub dwie konferencje, rozmowy z klerykami i z profesorami -a wieczorem uroczysta kolacja. Przyzwyczaił Ks. Biskup swoich kleryków, że na zakończenie kolacji zawsze opowiadał jakiś nowy dowcip, tak że pod koniec i tej wieczerzy tłukli rękami po stole i wołali:    Biskup Pluta, któremu czasem nowego dowcipu brakowało, pytał:
- A ten o tym "berze" (niem. Bär = niedźwiedź) toście słyszeli?
   Na co klerycy odpowiadali chórem:
- Tak! My słyszeli!
   Na co Ks. Biskup Pluta z kolei odpowiadał:
- No to wam opowiem!
   I powtarzała się wśród śmiechu obecnych historia o trzech "farorzach" śląskich, którzy po kolędzie mieli prawo do kilku dni urlopu wypoczynkowego, boć kolęda, szczególnie dla starszego księdza, to był duży wysiłek i dlatego słusznie mu się taki urlop należał. Trzej umówili się razem i autem pojechali do Zakopanego do "Księżówki" - domu dla księży w Kuźnicach. Jeden z nich, Hanys, znany był na całym Śląsku z tego, że mówił bardzo długie kazania. Gdy Ks. Biskup Pluta podkreślał ten szczegół, wybuchał śmiech, bo on sam poniżej godziny z ambony nie schodził. Otóż zdarzyło się, że Hanysa nie ma na kolacji. Koledzy się przejmują, mogło mu się coś zdarzyć, mógł pobłądzić, nogę skręcić lub złamać... Co robić? Dać znać na milicję? To oni najpierw zrewidują "Księżówkę", a jego i tak nie będą szukać - czekamy! I wreszcie Hanys wpada do jadalni zziajany, zmęczony i krzyczy:
- Cud! Ludzie! Naprawdę cud!
   Karlik, jego kolega, mówi:
- Hanys! Siadej! Uspokój się! Mów, co się stało?
- No, jo po kawie, poszedłem na przechadzkę stokiem góry, ścieżyną, po prawej góra, po lewej przepaść, a tu nagle zza zakrętu wychodzi "ber". Te przednie szłapy podnosi na mnie - jak będę próbował uciekać, pewnie mnie złapie. Głód go obudził wcześniej - koniec! Po prawej góra, po lewej przepaść, nie ma wyjścia. Jak na porządnego Księdza przystało, zrobiłem akt żalu doskonałego na godzinę śmierci i wielki znak krzyża Św.: "W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen". I patrzcie: niedźwiedź spuścił te swoje przednie szłapy, odwrócił się i poszedł. Czy to nie cud!?!
   A złośliwy Karlik, jego kolega, mówi:
- Hanys! Żoden cud! On myśloł, że ty kozanie zaczynosz.



Wszystkie   1   2   3   4   5   6   7